Na noc Pani zaprowadziła mnie do innej części
domu. Otworzyła drzwi do ciemnego i ciasnego pomieszczenia, kazała mi tam wejść
po czym zaświeciła światło. W pomieszczeniu stał kojec dla psa. W środku był
cienki koc. Obok niego dwie miski jedna z wodą, druga z jedzeniem.
Zrozumiałem,
że nie tylko te miski są dla mnie. W końcu jestem psem mojej Pani. Posłusznie
opróżniłem obie miski nie używając przy posiłku rąk. Tylko usta i język. W
obecności Pani zacząłem się przyzwyczajać do tego, że mam łapy, a nie ręce.
Niegodnym jestem dotykać nimi czegokolwiek co dała mi Pani. Gdy zjadłem, moja
Pani otworzyła drzwi od klatki. Posłusznie wszedłem do środka. Kojec
nie był zbyt duży, nie mogłem wyciągnąć w nim nóg, a wchodząc na czworaka nie
mogłem podnieść głowy nie uderzając o klatkę. Nadawała się tylko do leżenia. W
dodatku z podkulonymi nogami. Tak się położyłem. Ta klatka była moją budą, a ja
kundel mojej Pani, leżałem w niej z podkulonym ogonem. Ogon, to było wszystko
co różniło mnie od psa. Pani zamknęła kojec na kłódkę. Zgasiła światło i
wyszła. Zostałem sam w całkowitej ciemności. Poczułem, że chce mi się sikać. No
cóż. Będę musiał wytrzymać do rana.
Obudził
mnie odgłos otwieranych drzwi. Po całej nocy w klatce bolały mnie podkurczone
nogi. Na boku na którym spałem miałem odciśnięte ślady prętów. Koc był zbyt
cienki, żeby w nocy mnie nie uwierały. Miałem poranną erekcję. Próbowałem
wstać. Uderzyłem głową o sufit klatki. Zaświeciło się światło.
-Spokojnie
piesku. Nie chciałabym, żebyś zrobił sobie krzywdę – usłyszałem głos mojej
Pani.
Włożyła
coś do miski i nalała mi świeżej wody. Otworzyła klatkę.
-Gdy
zjesz wyjdź na korytarz i czekaj w pozycji, której cię nauczyłam.
Łapczywie
pochłaniałem śniadanie. To co jadłem to były resztki ze śniadania Pani i Pana.
Niedojedzona jajecznica na kiełbasie, kilka kawałków chleba, trochę skórki z
kiełbasy. Nie przeszkadzało mi to, czułem się potrzebny dojadając to co zostało
ze stołu mojej Pani. Popiłem wodą. Wyszedłem na korytarz i czekałem w umówionej
pozycji. Pęcherz uwierał mnie coraz bardziej. Nie wiedziałem jak mam powiedzieć
o tym mojej Pani. Czekałem. Z całych sił próbując nie popuścić ani kropelki.
Żałowałem, że wypiłem całą miskę wody, ale czułem, że Pani tego właśnie
chciała. Zjadając wszystko doceniałem jej gościnność.
W
końcu usłyszałem kroki. Podeszła do mnie i założyła smycz.
-Twój
Pan niestety musiał wyjechać. Dziś pójdziemy na spacer.
Cieszyłem
się, że nie ma Pana. Znów byłbym zmuszony do robienia rzeczy, których nie
chciałem. Robiłem wszystko posłusznie tylko dlatego, że Pani o to prosiła.
Teraz posłusznie podążyłem za nią zastanawiając się jak mam powiedzieć jej o
moim pełnym pęcherzu. Otworzyła drzwi na zewnątrz i pociągnęła mnie do furtki.
Tu się zatrzymała. Pochyliła się do mnie. Wyjęła coś z torebki. Sięgnęła po
moją lewą dłoń, zacisnęła mi palce w pięść po czym założyła mi na nią jakiś
woreczek, zapinany w nadgarstku. Założyła kłódkę i puściła moją łapę. Nie
mogłem rozprostować palców. To samo stało się z moją drugą dłonią i po chwili
miałem już dwie łapy. Pani podeszła do tyłu i to samo zrobiła ze
stopami. Słyszałem jak zamykana kłódka trzeszczy dwa razy. Cztery łapy. Znów
sięgnęła po coś do torebki. Wyjęła coś futrzastego i jakiś pojemniczek.
Wycisnęła z niego odrobinę jakiegoś żelu na palec i nasmarowała nim mój odbyt
i… końcówkę tego… ogona! Teraz dopiero docierało do mnie co moja Pani właściwie
trzyma w dłonie. To jakiś rodzaj korka analnego. Po chwili włożyła go w mój
odbyt. Poczułem jak korek rozpycha mój otwór. Wpuściłem go do środka, albo
raczej moja Pani go wpuściła. Miałem już wszystko co powinien mieć pies… a
przynajmniej tak mi się zdawało. Pani podeszła do przodu. Poszukała czegoś w
torebce i wyjęła jakiś dziwny knebel. Włożyła go mi do pyska i zapięła na
karku. Z przodu do knebla przymocowany był fragment materiału zakrywający brodę
i część twarzy, od policzka do policzka i aż pod sam noc. Spod brody Pani
naciągnęła paski i poczułem jak zapina je gdzieś koło ucha, to samo z drugiej
strony. Potem naciągnęła ostatni element, do tej pory swobodnie zwisający.
Poczułem jak dwa paski naciskają na moją skórę na policzkach, łącząc się nad
nosem i idąc dalej przez całą głowę aż do karku gdzie Pani zapinała ten pasek
do tego od knebla. Miałem swój kaganiec. Tylko jak teraz mam powiedzieć Pani,
że muszę się wysikać? Byłem już bezradny. Otwarła furtkę i wyszliśmy na polną
drogę między drzewami. Szybko zrozumiałem, że chodzenie na kolanach przypłacę
obdarciami i z tłuczeniami. Wypiąłem więc tyłek do góry i w tej pozycji
poszedłem dalej. Bardzo niewygodna pozycja na dłuższy spacer. Pani zdawało się
być wszystko jedno jak to robię. Zatrzymaliśmy się.
-Jak
chcesz to możesz tu zaznaczyć teren.
Nie
zrozumiałem od razu. Dopiero po chwili dotarło do mnie. Jestem psem. Podszedłem
bliżej do drzewa. Podniosłem jedną z tylnych łap i wypróżniłem się na pień.
Obsikałem sobie przy tym nogę, czułem jak ciepły mocz cieknie od uda aż po
kolano i łydkę. A potem wsiąka w materiał którym owiniętą miałem stopę.
Świadomość, że mam na sobie swój mocz napawała mnie obrzydzeniem. Fakt, że
wysikałem się przy Pani, a w dodatku ubrudziłem się przy tym napawał mnie
wstydem i chyba tylko to wstrzymało mnie, przed tym by łapą wytrzeć sobie mocz
z nogi. Pani patrzyła na mnie jak na niesforne dziecko. Pociągnęła za smycz i
ruszyliśmy dalej, trochę pod górę, aż wyszliśmy na łąkę. Przez całą drogę bałem
się, że ktoś mnie zobaczy. Nagiego, przebranego za psa i z pasem cnoty. Strach,
wstyd i upokorzenie towarzyszyły mi całą drogę, aż do przestronnej polany
pośrodku lasu. Na drugim końcu której stał zaparkowany samochód terenowy… to
znaczy, że gdzieś tu są inni ludzie! Chciałem uciec. Schować się gdziekolwiek.
Szarpnąłem smyczą. Pani się obróciła.
-Spokojnie
psie. Zaraz sobie pobiegasz.
Pociągnęła
za smycz. Poszedłem uspokojony głosem Pani. Poczułem, że na łące rosną
pokrzywy, a moja Pani ciągnęła mnie tam gdzie rosną największe. Zatrzymała się
gdy z pokrzyw wystawał mi już właściwie tylko głowa.
-Siad.
Pilnuj.
Usiadłem.
Pani podała mi swoją torebkę. Położyła ją przede mnę. Patrzyłem jak odchodzi.
Wiało. Pochylające się pokrzywy co chwila smagały moje plecy i brzuch.
Siedziałem na łapach jak pies. Byłem nim. Pani podeszła do samochodu. Wyraźnie
kogoś szukała. Zawołała coś czego nie zrozumiałem. Z lasu po drugiej stronie
polany zaczęli wyłaniać się ludzie. Pięć osób. Każda z nich przywitała się z
Panią. Nie patrzyłem na ich twarze, Pani nie lubiła gdy obserwowałem otoczenie,
a tym bardziej osoby. Podeszli do mnie wszyscy. Albo raczej podeszły. Same
kobiety.
-To
ten kundel, który ma pilnować naszego obozu? – odezwała się jedna z kobiet.
-Ależ
on ma ładnego maluszka – skomentowała druga. Byłem oburzony. Tylko moja Pani
mogła go tak nazywać!
-Widzę,
że dbasz o jego ogon, jest naprawdę puszysty.
-Dziś
będzie częścią naszego wieczoru – usłyszałem głos mojej Pani. -Należy do mnie,
a dziś należy też do was.
Tak.
Teraz każda z nich była moją Panią. Przestałem się bać. Narastało podniecenie i
zniecierpliwienie. Co też moja Pani dziś dla mnie wymyśliła? Czego częścią
właśnie się stałem? Wiedziałem jedno. Dziś będę dla nich. Nie dlatego bo ja tak
chcę. Ale dlatego bo tak chce moja Pani. A ja? Otóż ja zawsze chcę tego co moja
Pani.
Nie mogę czytać tych opowiadań w pracy bo jestem podniecony i nie wiem co mam zrobić
OdpowiedzUsuń