czwartek, 5 kwietnia 2018

Zanurzyć się w uległości część 4


Na noc Pani zaprowadziła mnie do innej części domu. Otworzyła drzwi do ciemnego i ciasnego pomieszczenia, kazała mi tam wejść po czym zaświeciła światło. W pomieszczeniu stał kojec dla psa. W środku był cienki koc. Obok niego dwie miski jedna z wodą, druga z jedzeniem. 
                -Dziś dobrze się spisałeś, dlatego zanim pójdziesz spać możesz zjeść.
                Zrozumiałem, że nie tylko te miski są dla mnie. W końcu jestem psem mojej Pani. Posłusznie opróżniłem obie miski nie używając przy posiłku rąk. Tylko usta i język. W obecności Pani zacząłem się przyzwyczajać do tego, że mam łapy, a nie ręce. Niegodnym jestem dotykać nimi czegokolwiek co dała mi Pani. Gdy zjadłem, moja Pani otworzyła drzwi od klatki. Posłusznie wszedłem do środka.  Kojec nie był zbyt duży, nie mogłem wyciągnąć w nim nóg, a wchodząc na czworaka nie mogłem podnieść głowy nie uderzając o klatkę. Nadawała się tylko do leżenia. W dodatku z podkulonymi nogami. Tak się położyłem. Ta klatka była moją budą, a ja kundel mojej Pani, leżałem w niej z podkulonym ogonem. Ogon, to było wszystko co różniło mnie od psa. Pani zamknęła kojec na kłódkę. Zgasiła światło i wyszła. Zostałem sam w całkowitej ciemności. Poczułem, że chce mi się sikać. No cóż. Będę musiał wytrzymać do rana.
                Obudził mnie odgłos otwieranych drzwi. Po całej nocy w klatce bolały mnie podkurczone nogi. Na boku na którym spałem miałem odciśnięte ślady prętów. Koc był zbyt cienki, żeby w nocy mnie nie uwierały. Miałem poranną erekcję. Próbowałem wstać. Uderzyłem głową o sufit klatki. Zaświeciło się światło.
                -Spokojnie piesku. Nie chciałabym, żebyś zrobił sobie krzywdę – usłyszałem głos mojej Pani.
                Włożyła coś do miski i nalała mi świeżej wody. Otworzyła klatkę.
                -Gdy zjesz wyjdź na korytarz i czekaj w pozycji, której cię nauczyłam.
                Łapczywie pochłaniałem śniadanie. To co jadłem to były resztki ze śniadania Pani i Pana. Niedojedzona jajecznica na kiełbasie, kilka kawałków chleba, trochę skórki z kiełbasy. Nie przeszkadzało mi to, czułem się potrzebny dojadając to co zostało ze stołu mojej Pani. Popiłem wodą. Wyszedłem na korytarz i czekałem w umówionej pozycji. Pęcherz uwierał mnie coraz bardziej. Nie wiedziałem jak mam powiedzieć o tym mojej Pani. Czekałem. Z całych sił próbując nie popuścić ani kropelki. Żałowałem, że wypiłem całą miskę wody, ale czułem, że Pani tego właśnie chciała. Zjadając wszystko doceniałem jej gościnność.
                W końcu usłyszałem kroki. Podeszła do mnie i założyła smycz.
                -Twój Pan niestety musiał wyjechać. Dziś pójdziemy na spacer.
                Cieszyłem się, że nie ma Pana. Znów byłbym zmuszony do robienia rzeczy, których nie chciałem. Robiłem wszystko posłusznie tylko dlatego, że Pani o to prosiła. Teraz posłusznie podążyłem za nią zastanawiając się jak mam powiedzieć jej o moim pełnym pęcherzu. Otworzyła drzwi na zewnątrz i pociągnęła mnie do furtki. Tu się zatrzymała. Pochyliła się do mnie. Wyjęła coś z torebki. Sięgnęła po moją lewą dłoń, zacisnęła mi palce w pięść po czym założyła mi na nią jakiś woreczek, zapinany w nadgarstku. Założyła kłódkę i puściła moją łapę. Nie mogłem rozprostować palców. To samo stało się z moją drugą dłonią i po chwili miałem już  dwie łapy. Pani podeszła do tyłu i to samo zrobiła ze stopami. Słyszałem jak zamykana kłódka trzeszczy dwa razy. Cztery łapy. Znów sięgnęła po coś do torebki. Wyjęła coś futrzastego i jakiś pojemniczek. Wycisnęła z niego odrobinę jakiegoś żelu na palec i nasmarowała nim mój odbyt i… końcówkę tego… ogona! Teraz dopiero docierało do mnie co moja Pani właściwie trzyma w dłonie. To jakiś rodzaj korka analnego. Po chwili włożyła go w mój odbyt. Poczułem jak korek rozpycha mój otwór. Wpuściłem go do środka, albo raczej moja Pani go wpuściła. Miałem już wszystko co powinien mieć pies… a przynajmniej tak mi się zdawało. Pani podeszła do przodu. Poszukała czegoś w torebce i wyjęła jakiś dziwny knebel. Włożyła go mi do pyska i zapięła na karku. Z przodu do knebla przymocowany był fragment materiału zakrywający brodę i część twarzy, od policzka do policzka i aż pod sam noc. Spod brody Pani naciągnęła paski i poczułem jak zapina je gdzieś koło ucha, to samo z drugiej strony. Potem naciągnęła ostatni element, do tej pory swobodnie zwisający. Poczułem jak dwa paski naciskają na moją skórę na policzkach, łącząc się nad nosem i idąc dalej przez całą głowę aż do karku gdzie Pani zapinała ten pasek do tego od knebla. Miałem swój kaganiec. Tylko jak teraz mam powiedzieć Pani, że muszę się wysikać? Byłem już bezradny. Otwarła furtkę i wyszliśmy na polną drogę między drzewami. Szybko zrozumiałem, że chodzenie na kolanach przypłacę obdarciami i z tłuczeniami. Wypiąłem więc tyłek do góry i w tej pozycji poszedłem dalej. Bardzo niewygodna pozycja na dłuższy spacer. Pani zdawało się być wszystko jedno jak to robię. Zatrzymaliśmy się.
                -Jak chcesz to możesz tu zaznaczyć teren.
                Nie zrozumiałem od razu. Dopiero po chwili dotarło do mnie. Jestem psem. Podszedłem bliżej do drzewa. Podniosłem jedną z tylnych łap i wypróżniłem się na pień. Obsikałem sobie przy tym nogę, czułem jak ciepły mocz cieknie od uda aż po kolano i łydkę. A potem wsiąka w materiał którym owiniętą miałem stopę. Świadomość, że mam na sobie swój mocz napawała mnie obrzydzeniem. Fakt, że wysikałem się przy Pani, a w dodatku ubrudziłem się przy tym napawał mnie wstydem i chyba tylko to wstrzymało mnie, przed tym by łapą wytrzeć sobie mocz z nogi. Pani patrzyła na mnie jak na niesforne dziecko. Pociągnęła za smycz i ruszyliśmy dalej, trochę pod górę, aż wyszliśmy na łąkę. Przez całą drogę bałem się, że ktoś mnie zobaczy. Nagiego, przebranego za psa i z pasem cnoty. Strach, wstyd i upokorzenie towarzyszyły mi całą drogę, aż do przestronnej polany pośrodku lasu. Na drugim końcu której stał zaparkowany samochód terenowy… to znaczy, że gdzieś tu są inni ludzie! Chciałem uciec. Schować się gdziekolwiek. Szarpnąłem smyczą. Pani się obróciła.
                -Spokojnie psie. Zaraz sobie pobiegasz.
                Pociągnęła za smycz. Poszedłem uspokojony głosem Pani. Poczułem, że na łące rosną pokrzywy, a moja Pani ciągnęła mnie tam gdzie rosną największe. Zatrzymała się gdy z pokrzyw wystawał mi już właściwie tylko głowa.
                -Siad. Pilnuj.
                Usiadłem. Pani podała mi swoją torebkę. Położyła ją przede mnę. Patrzyłem jak odchodzi. Wiało. Pochylające się pokrzywy co chwila smagały moje plecy i brzuch. Siedziałem na łapach jak pies. Byłem nim. Pani podeszła do samochodu. Wyraźnie kogoś szukała. Zawołała coś czego nie zrozumiałem. Z lasu po drugiej stronie polany zaczęli wyłaniać się ludzie. Pięć osób. Każda z nich przywitała się z Panią. Nie patrzyłem na ich twarze, Pani nie lubiła gdy obserwowałem otoczenie, a tym bardziej osoby. Podeszli do mnie wszyscy. Albo raczej podeszły. Same kobiety.
                -To ten kundel, który ma pilnować naszego obozu? – odezwała się jedna z kobiet.
                -Ależ on ma ładnego maluszka – skomentowała druga. Byłem oburzony. Tylko moja Pani mogła go tak nazywać!
                -Widzę, że dbasz o jego ogon, jest naprawdę puszysty.
                -Dziś będzie częścią naszego wieczoru – usłyszałem głos mojej Pani. -Należy do mnie, a dziś należy też do was.
                Tak. Teraz każda z nich była moją Panią. Przestałem się bać. Narastało podniecenie i zniecierpliwienie. Co też moja Pani dziś dla mnie wymyśliła? Czego częścią właśnie się stałem? Wiedziałem jedno. Dziś będę dla nich. Nie dlatego bo ja tak chcę. Ale dlatego bo tak chce moja Pani. A ja? Otóż ja zawsze chcę tego co moja Pani.


1 komentarz:

  1. Nie mogę czytać tych opowiadań w pracy bo jestem podniecony i nie wiem co mam zrobić

    OdpowiedzUsuń