poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Zanurzyć się uległości część 6


Tej nocy Pani nie zamknęła mnie w klatce. Przez całą drogę do domu i po powrocie nie odezwała się do mnie ani słowem. Leżałem na podłodze obok łóżka mojej Pani. Bolało mnie dosłownie wszystko. W końcu mogłem rozprostować zdrętwiałe palce u rąk. Niewiele spałem tej nocy. Budziłem się co chwilę. Wstałem wcześnie rano i klęknąłem przy łóżku mojej Pani. Czekałem aż się przebudzi. Nie wiem czego oczekiwałem, ale czułem, że muszę na nowo przekonać moją Panią do siebie.
Gdy już otworzyła oczy chciałem coś powiedzieć, przeprosić, ale przeraziła mnie obojętność w Jej spojrzeniu. Wstała i przeszła obok mnie jakbym nigdy nie istniał. Czułem, że muszę coś powiedzieć, ale moje usta odmawiały mi posłuszeństwa. Usłyszałem tylko cichy bełkot gdy spróbowałem coś z siebie wydusić. Poszedłem za Panią. Czekałem pod drzwiami łazienki, aż skończy poranną toaletę. Wyszła i udała się do kuchni. Czułem, że muszę się odezwać, albo ją stracę.
                -Chciałem bardzo Panią przeprosić za moje wczorajsze zachowanie.
                Nic. Zero reakcji. Musiałem ją urazić znacznie bardziej niż mi się to wydawało. Zacząłem się nad tym zastanawiać. Moja Pani wybrała mnie. Postawiła na mnie. Zdałem sobie sprawę, że nie tylko ją uraziłem, ale ucierpiała też na tym Jej reputacja. W końcu poręczyła za mnie tym kobietom.
                -Zrobię wszystko, żeby się tylko Pani do mnie odezwała?
                Musiała być naprawdę na mnie obrażono skoro nie skorzystała z takiej okazji. Podała mi moje ubrania i wskazała drzwi. Wyszedłem. Ubrałem się w przedpokoju i opuściłem dom mojej Pani. No właśnie, czy nadal Ją tak mogę nazywać? To pytanie towarzyszyło mi całą drogę.
                Następne dni pamiętam jako te najcięższe. Meldowałem się codziennie. Nie musiałem już robić tego w nocy, więc Pani nie musiała odpisywać i podawać mi konkretnej godziny. Po tygodniu bez żadnego kontaktu od Pani zacząłem tracić nadzieję. Usychałem z tęsknoty. Po dwóch tygodniach oddałbym wiele, żeby znów znaleźć się na tym taborecie. Wszystko byleby znów zobaczyć Panią. Ostatnią nadzieją jakiej się łapałem był pas cnoty, który ciągle nosiłem. Gdyby Pani chciała zerwać znajomość to przecież by mi go zdjęła. Czyż nie? A może to tylko mój wymysł? Chciałem złapać się czegokolwiek. Po siedemnastu dniach przyszedł mail od mojej Pani.

Karę od moich koleżanek już odbyłeś.
Teraz czas na karę ode mnie.
Jest już gotowa, ale będziesz ją mógł odbyć tylko wtedy gdy wykonasz dla mnie zadanie.
Za kilka dni dostaniesz przesyłkę.
Wykonasz wszystko według zamieszczonej w niej instrukcji.
Tylko w ten sposób zdobędziesz sobie przepustkę do mojego domu.
Jeśli nie podołasz w ciągu dwóch dni wyślę kluczyk do pasa i to będzie koniec naszej znajomości.

                Kamień spadł mi z serca. Ciągle należałem do mojej Pani. Cokolwiek miałem zrobić byłem gotowy. Te kilka dni dłużyło mi się niesamowicie. Byłym podekscytowany. W końcu pojawił się kurier, pokwitowałem odbiór. Oczywiście przesyłka była na mój koszt. Zapłaciłem z ochotą. Paczka była dość spora. Otworzyłem ją, w środku było kilka rzeczy, a na wierzchu kartka. Wziąłem ją do ręki. Zacząłem czytać

Zanim otworzysz resztę rzeczy chcę, żebyś oddał mi część swojego ciała na tatuaż.
Będzie to prosty napis:
„Maluszek - własność Pani G.”
Umieszczone zaraz nad penisem.
Dlatego ogolisz się dokładnie i udasz we wskazany przeze mnie adres.
Za wszystko zapłacisz z własnej kieszeni.
Po powrocie otworzysz resztę i będziesz postępował według instrukcji.

                Oczyma wyobraźni już widziałem minę pracownika salonu, któremu mówię co chcę mieć wytatuowane. Oczywiście Pani musiała użyć słowa „maluszek” żeby jeszcze bardziej mnie upokorzyć. Byłem na to gotowy. Wziąłem portfel i kluczki do samochodu. Wyszedłem z mieszkania i pojechałem pod wskazany adres. Chwilę stałem przed drzwiami. Serce waliło mi jak młot. Wszedłem do środka. Musiałem chwilę poczekać. Już było mi wstyd, a jeszcze nikt z ludzi wokół nie wiedział po co tu przyszedłem. W końcu poproszono mnie do pokoju obok. Wszedłem. Pani, która najwyraźniej miała mnie obsłużyć wskazała mi fotel. Usiadłem, albo właściwie się położyłem.
                -Jaki tatuaż sobie pan życzy? -zapytała.
                -To będzie… napis – odpowiedziałem nieśmiało.
                -Co konkretniej ma być napisane?
                -Maluszek – własność Pani G. – odpowiedziałem, rumieniąc się przy tym i jąkając. Próbowała ukryć uśmiech, ale dostrzegłem nieznaczny ruch w kąciku jej ust.
                -Gdzie ma być?
                -Na brzuchu.
                Włączyła coś i mój fotel zaczął się podnosić. Założyła rękawiczki i przygotowała wszystko. Poprosiła bym zdjął koszulę. Rozpiąłem ją i zawiesiła na wieszaku obok. Zaczęła nacierać czymś mój brzuch nad pępkiem.
                -Ja… chciałbym niżej – czułem się potwornie upokorzony. Moja Pani zachowywała dla siebie wszystko co ze mną robiła i co widziała. Wyobrażałem sobie, jak ta kobieta opowiada o moim tatuażu na jakieś imprezie ze znajomymi. Dla Pani! Powiedziałem sobie w duchu po czym dodałem.
                -Zaraz nad penisem.
                -Nad „maluszkiem”? – zażartowała.
                Spaliłem się rumieńcem. Tylko skinąłem głową.
                -To będzie pan musiał trochę opuścić spodnie i slipy.
                Nie dyskutowałem. Robiłem co było trzeba. Znowu natarła moje ciało. Czułem jak muska dłonią schowanego w slipach „maluszka”. Mimo wszystko podniecała mnie ta sytuacja, a to z kolei powodowało, że wstydziłem się jeszcze bardziej.
                W końcu przystąpiła do dzieła. Czułem każde ukłucie. Świeżo ogolona skóra była dodatkowo podrażniona. Nie wiem jak długo to trwało. Ale cały czas uporczywie powtarzałem sobie w myślach: Dla Pani! Dla Pani! Dla Pani! To było dla mnie jak mantra. Złapałem się tej myśli jak ostatniej deski ratunku podczas dryfowania przez morze wstydu i upokorzenia. Czułem podniecenie zmieszane ze wstydem i poniżeniem. Maluszek błagał o wypuszczenie, ale nie mogłem mu teraz pomóc. Nie byłem w stanie myśleć o czymś innym. Zdałem sobie sprawę z tego, że mam dość obcisłe spodnie i przez to wyraźnie widać kształt mojego penisa, albo właściwie kształt pasa cnoty, taki mały. Obsługująca mnie kobieta chyba przez przypadek dotknęła go łokciem i nacisnęła lekko na pas.
                -Może i „maluszek”, ale za to twardy jak stal – czy cieszyło ją znęcanie się nade mną? Uderzyłem mnie trafność tego spostrzeżenia. Wiedziała o tym, że nosze pas? Skąd? Chciałem się już wytłumaczyć, że to wcale nie tak, że nie mam erekcji, że mój penis jest wtedy większy. Wiedziała o moim więzieniu czy nie, wolałem tego nie sprawdzać. Przemilczałem więc tylko.
                -Zamiast tatuażu polecałabym powiększenie „maluszka”… a najlepiej przeszczep – dodała po chwili przerwy, śmiejąc się i na chwilę przestała tatuować mój brzuch. Może ona była jakąś znajomą mojej Pani?
                -Gotowe.
                Tym razem odpuściła sobie żarty. Wstałem. Wziąłem koszulę. Założyłem ją. Nikt więcej nie musiał widzieć mojego tatuażu. Choć pewnie każda z osób pracujących w salonie dowie się o nietypowym kliencie. Uiściłem opłatę.
                -Dziękuję. Do widzenia – powiedziałem. Po czym otworzyłem drzwi i wyszedłem.
                Przeszedłem szybko między ludźmi czekającymi w poczekalni. Wsiadłem do samochodu i wróciłem na mieszkanie. Sięgnąłem do paczki. Znalazłem instrukcję.

Skoro już podpisałeś maluszka to teraz pora żebyś dowiedział się jak odbędziesz drogę do swojej Pani.
W pudełku jest wszystko co potrzeba, żeby zrobić lewatywę.

                Lewatywę? Przełknąłem ślinę. Czytałem dalej.
               
Oprócz tego zapakowałam ci korek analny, żebyś mógł ją wszystko co w siebie wlejesz przywieźć swojej Pani.
Tym razem przyjedziesz do mnie autobusem.
Nie chcę, żebyś w tym stanie siadał za kierownicę.

                Ani raz Pani nie nazwała mnie swoim psem. Zrozumiałem, że zrobi to dopiero wtedy, gdy wszystko zrobię jak należy. Postępowałem zgodnie z instrukcją. Przygotowałem 2l przegotowanej i ostudzonej wody. Odbyt natarłem wazeliną. To samo zrobiłem z końcówką rurki i z korkiem analnym. Przygotowałem wszystko. Pojemnik na wodę zawiesiłem nad wanną. Rurkę umieściłem sobie w tyłku. Wlałem część wody do pojemnika i odkręciłem zaworek. Klęknąłem w wannie. Poczułem jak woda stopniowo wypełnia moje jelita. Dolewałem wody, aż znalazły się we mnie całe dwa litry. Czułem ból brzucha. Wyjąłem rurkę i włożyłem sobie korek analny. W pudełku był jeszcze pampers. Na nim karteczka z napisem: „Załóż na drogę”. Założyłem. Ubrałem koszulę. Mój brzuch wyraźnie zarysowywał się pod koszulą. Wyglądałem jakbym był kilka kilogramów grubszy niż w rzeczywistości. Czułem się okropnie. Nie mogłem wciągnąć spodni. Zdjąłem je. Założyłem dresy do biegania i zmieniłem koszulę, na luźny podkoszulek. Co z krawatem? Musiałem mieć krawat. Dla Pani. Zdecydowałem się jednak założyć koszulę, poszukałem najluźniejszej w szafie. Spodnie od dresu i koszula z krawatem. Wyglądałem co najmniej dziwnie, wiedziałem, że wszyscy będą na mnie zwracać uwagę. Przynajmniej pampersa nie było widać tak wyraźnie. Nie miałem nic innego co mógłbym teraz założyć. Lepsze spodnie od dresu niż jeansy podciągnięte tylko do kolan.
                Wyszedłem z mieszkania. Czułem jak woda przelewa się z każdym moim krokiem i próbuje się wydostać. Chciałem jej pozwolić. Właśnie dlatego miałem korek analny. Poszedłem na przystanek. Kupiłem bilet w automacie i wsiadłem do autobusu. Niemal każdy się na mnie patrzył. Czułem, że wiedzą o wszystkim. O tatuażu, o lewatywie, pampersie i korku analnym, o moim pasie cnoty i o mojej uległej naturze, którą niedawno odkryłem. Czułem jakby na każdym telebimie szedł film nakręcony na tej pamiętnej polanie w lesie. Jakby na każdym banerze reklamowym było moje zdjęcie z penisem Pana w ustach. Usiadłem z przodu. Unikałem kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Podróż dłużyła się niesamowicie. W dodatku autobus trząsł się jadąc po drodze. To powodowało narastający ból brzucha. Cała podróż trwała ponad pół godziny. Wysiadłem. Miałem jeszcze do przejścia około trzystu metrów. Czułem że rosnący napór wody na zwieracze. Czułem jak pojedyncze kropelki zlewają się po korku i wsiąkają w pampersa. W końcu stanąłem pod drzwiami domu mojej Pani. Zadzwoniłem. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Drzwi jak zwykle były otwarte. Pani wiedziała, że przyjdę. Tym razem jednak oprócz smyczy. Na wieszaku była jakaś maska. Pod nią karteczka. „Załóż koniecznie.” Rozebrałem się jak zwykle. Zostałem w pampersie, żeby nie ubrudzić Pani podłogi. Czułem jak ze mnie cieknie. Robiło się mi mokro. Założyłem najpierw maskę. Miała jedynie otwory na usta i nos. Oczy były zasłonięte. Zakrywała mi całą szyję i głowę. Z tyłu miała zamek. Zapiąłem. Na ślepo wymacałem obrożę i założyłem ją na szyję na maskę. Zapiąłem kłódkę. Nie wiedziałem co mam zrobić z krawatem. Wziąłem go w zęby. Nie było sensu zawiązywać nim oczu. I tak nic nie widziałem. Klęknąłem. Kolana szeroko. Stopy na zewnątrz. Dłonie na udach, wewnętrzną częścią do góry. Głowa pochy… nie mogłem pochylić głowy! Kołnierz od maski nie pozwalał mi zgiąć jej do pozycji, której wymagała moja Pani. Spróbowałem jeszcze raz. Nic z tego. Zacząłem panikować. Czy to znaczyło, że moja Pani do mnie nie przyjdzie? Nie mogłem zdjąć obroży ani maski, bo nie miałem kluczyka do kłódki. Dla Pani! Zacząłem znów powtarzać.
                Pozostało mi czekać.
                -Dla Pani! Dla Pani! Dla Pani! – znów dryfowałem i łapałem się ostatniej deski ratunku. Ciągle szeptem powtarzałem -Dla Pani! Dla Pani! Dla Pani!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz