Tej nocy Pani nie zamknęła mnie w klatce. Przez całą
drogę do domu i po powrocie nie odezwała się do mnie ani słowem. Leżałem na
podłodze obok łóżka mojej Pani. Bolało mnie dosłownie wszystko. W końcu mogłem
rozprostować zdrętwiałe palce u rąk. Niewiele spałem tej nocy. Budziłem się co
chwilę. Wstałem wcześnie rano i klęknąłem przy łóżku mojej Pani. Czekałem aż
się przebudzi. Nie wiem czego oczekiwałem, ale czułem, że muszę na nowo
przekonać moją Panią do siebie.
Gdy już otworzyła oczy chciałem coś powiedzieć,
przeprosić, ale przeraziła mnie obojętność w Jej spojrzeniu. Wstała i przeszła
obok mnie jakbym nigdy nie istniał. Czułem, że muszę coś powiedzieć, ale moje
usta odmawiały mi posłuszeństwa. Usłyszałem tylko cichy bełkot gdy spróbowałem
coś z siebie wydusić. Poszedłem za Panią. Czekałem pod drzwiami łazienki, aż
skończy poranną toaletę. Wyszła i udała się do kuchni. Czułem, że muszę się
odezwać, albo ją stracę.
-Chciałem
bardzo Panią przeprosić za moje wczorajsze zachowanie.
Nic.
Zero reakcji. Musiałem ją urazić znacznie bardziej niż mi się to wydawało.
Zacząłem się nad tym zastanawiać. Moja Pani wybrała mnie. Postawiła na mnie.
Zdałem sobie sprawę, że nie tylko ją uraziłem, ale ucierpiała też na tym Jej
reputacja. W końcu poręczyła za mnie tym kobietom.
-Zrobię
wszystko, żeby się tylko Pani do mnie odezwała?
Musiała
być naprawdę na mnie obrażono skoro nie skorzystała z takiej okazji. Podała mi
moje ubrania i wskazała drzwi. Wyszedłem. Ubrałem się w przedpokoju i opuściłem
dom mojej Pani. No właśnie, czy nadal Ją tak mogę nazywać? To pytanie
towarzyszyło mi całą drogę.
Następne
dni pamiętam jako te najcięższe. Meldowałem się codziennie. Nie musiałem już
robić tego w nocy, więc Pani nie musiała odpisywać i podawać mi konkretnej
godziny. Po tygodniu bez żadnego kontaktu od Pani zacząłem tracić nadzieję.
Usychałem z tęsknoty. Po dwóch tygodniach oddałbym wiele, żeby znów znaleźć się
na tym taborecie. Wszystko byleby znów zobaczyć Panią. Ostatnią nadzieją jakiej
się łapałem był pas cnoty, który ciągle nosiłem. Gdyby Pani chciała zerwać
znajomość to przecież by mi go zdjęła. Czyż nie? A może to tylko mój wymysł?
Chciałem złapać się czegokolwiek. Po siedemnastu dniach przyszedł mail od mojej
Pani.
Karę od moich
koleżanek już odbyłeś.
Teraz czas na
karę ode mnie.
Jest już
gotowa, ale będziesz ją mógł odbyć tylko wtedy gdy wykonasz dla mnie zadanie.
Za kilka dni
dostaniesz przesyłkę.
Wykonasz
wszystko według zamieszczonej w niej instrukcji.
Tylko w ten
sposób zdobędziesz sobie przepustkę do mojego domu.
Jeśli nie
podołasz w ciągu dwóch dni wyślę kluczyk do pasa i to będzie koniec naszej
znajomości.
Kamień
spadł mi z serca. Ciągle należałem do mojej Pani. Cokolwiek miałem zrobić byłem
gotowy. Te kilka dni dłużyło mi się niesamowicie. Byłym podekscytowany. W końcu
pojawił się kurier, pokwitowałem odbiór. Oczywiście przesyłka była na mój
koszt. Zapłaciłem z ochotą. Paczka była dość spora. Otworzyłem ją, w środku było
kilka rzeczy, a na wierzchu kartka. Wziąłem ją do ręki. Zacząłem czytać
Zanim
otworzysz resztę rzeczy chcę, żebyś oddał mi część swojego ciała na tatuaż.
Będzie to
prosty napis:
„Maluszek -
własność Pani G.”
Umieszczone
zaraz nad penisem.
Dlatego
ogolisz się dokładnie i udasz we wskazany przeze mnie adres.
Za wszystko
zapłacisz z własnej kieszeni.
Po powrocie
otworzysz resztę i będziesz postępował według instrukcji.
Oczyma
wyobraźni już widziałem minę pracownika salonu, któremu mówię co chcę mieć
wytatuowane. Oczywiście Pani musiała użyć słowa „maluszek” żeby jeszcze
bardziej mnie upokorzyć. Byłem na to gotowy. Wziąłem portfel i kluczki do
samochodu. Wyszedłem z mieszkania i pojechałem pod wskazany adres. Chwilę
stałem przed drzwiami. Serce waliło mi jak młot. Wszedłem do środka. Musiałem
chwilę poczekać. Już było mi wstyd, a jeszcze nikt z ludzi wokół nie wiedział
po co tu przyszedłem. W końcu poproszono mnie do pokoju obok. Wszedłem. Pani,
która najwyraźniej miała mnie obsłużyć wskazała mi fotel. Usiadłem, albo
właściwie się położyłem.
-Jaki
tatuaż sobie pan życzy? -zapytała.
-To
będzie… napis – odpowiedziałem nieśmiało.
-Co
konkretniej ma być napisane?
-Maluszek
– własność Pani G. – odpowiedziałem, rumieniąc się przy tym i jąkając.
Próbowała ukryć uśmiech, ale dostrzegłem nieznaczny ruch w kąciku jej ust.
-Gdzie
ma być?
-Na
brzuchu.
Włączyła
coś i mój fotel zaczął się podnosić. Założyła rękawiczki i przygotowała
wszystko. Poprosiła bym zdjął koszulę. Rozpiąłem ją i zawiesiła na wieszaku
obok. Zaczęła nacierać czymś mój brzuch nad pępkiem.
-Ja…
chciałbym niżej – czułem się potwornie upokorzony. Moja Pani zachowywała dla
siebie wszystko co ze mną robiła i co widziała. Wyobrażałem sobie, jak ta
kobieta opowiada o moim tatuażu na jakieś imprezie ze znajomymi. Dla Pani!
Powiedziałem sobie w duchu po czym dodałem.
-Zaraz
nad penisem.
-Nad
„maluszkiem”? – zażartowała.
Spaliłem
się rumieńcem. Tylko skinąłem głową.
-To
będzie pan musiał trochę opuścić spodnie i slipy.
Nie
dyskutowałem. Robiłem co było trzeba. Znowu natarła moje ciało. Czułem jak
muska dłonią schowanego w slipach „maluszka”. Mimo wszystko podniecała mnie ta
sytuacja, a to z kolei powodowało, że wstydziłem się jeszcze bardziej.
W
końcu przystąpiła do dzieła. Czułem każde ukłucie. Świeżo ogolona skóra była
dodatkowo podrażniona. Nie wiem jak długo to trwało. Ale cały czas uporczywie
powtarzałem sobie w myślach: Dla Pani! Dla Pani! Dla Pani! To było dla mnie jak
mantra. Złapałem się tej myśli jak ostatniej deski ratunku podczas dryfowania
przez morze wstydu i upokorzenia. Czułem podniecenie zmieszane ze wstydem i
poniżeniem. Maluszek błagał o wypuszczenie, ale nie mogłem mu teraz pomóc. Nie
byłem w stanie myśleć o czymś innym. Zdałem sobie sprawę z tego, że mam dość
obcisłe spodnie i przez to wyraźnie widać kształt mojego penisa, albo właściwie
kształt pasa cnoty, taki mały. Obsługująca mnie kobieta chyba przez przypadek
dotknęła go łokciem i nacisnęła lekko na pas.
-Może
i „maluszek”, ale za to twardy jak stal – czy cieszyło ją znęcanie się nade
mną? Uderzyłem mnie trafność tego spostrzeżenia. Wiedziała o tym, że nosze pas?
Skąd? Chciałem się już wytłumaczyć, że to wcale nie tak, że nie mam erekcji, że
mój penis jest wtedy większy. Wiedziała o moim więzieniu czy nie, wolałem tego
nie sprawdzać. Przemilczałem więc tylko.
-Zamiast
tatuażu polecałabym powiększenie „maluszka”… a najlepiej przeszczep – dodała po
chwili przerwy, śmiejąc się i na chwilę przestała tatuować mój brzuch. Może ona
była jakąś znajomą mojej Pani?
-Gotowe.
Tym
razem odpuściła sobie żarty. Wstałem. Wziąłem koszulę. Założyłem ją. Nikt
więcej nie musiał widzieć mojego tatuażu. Choć pewnie każda z osób pracujących
w salonie dowie się o nietypowym kliencie. Uiściłem opłatę.
-Dziękuję.
Do widzenia – powiedziałem. Po czym otworzyłem drzwi i wyszedłem.
Przeszedłem
szybko między ludźmi czekającymi w poczekalni. Wsiadłem do samochodu i wróciłem
na mieszkanie. Sięgnąłem do paczki. Znalazłem instrukcję.
Skoro już
podpisałeś maluszka to teraz pora żebyś dowiedział się jak odbędziesz drogę do
swojej Pani.
W pudełku
jest wszystko co potrzeba, żeby zrobić lewatywę.
Lewatywę?
Przełknąłem ślinę. Czytałem dalej.
Oprócz tego
zapakowałam ci korek analny, żebyś mógł ją wszystko co w siebie wlejesz
przywieźć swojej Pani.
Tym razem
przyjedziesz do mnie autobusem.
Nie chcę,
żebyś w tym stanie siadał za kierownicę.
Ani
raz Pani nie nazwała mnie swoim psem. Zrozumiałem, że zrobi to dopiero wtedy,
gdy wszystko zrobię jak należy. Postępowałem zgodnie z instrukcją.
Przygotowałem 2l przegotowanej i ostudzonej wody. Odbyt natarłem wazeliną. To
samo zrobiłem z końcówką rurki i z korkiem analnym. Przygotowałem wszystko.
Pojemnik na wodę zawiesiłem nad wanną. Rurkę umieściłem sobie w tyłku. Wlałem
część wody do pojemnika i odkręciłem zaworek. Klęknąłem w wannie. Poczułem jak
woda stopniowo wypełnia moje jelita. Dolewałem wody, aż znalazły się we mnie
całe dwa litry. Czułem ból brzucha. Wyjąłem rurkę i włożyłem sobie korek
analny. W pudełku był jeszcze pampers. Na nim karteczka z napisem: „Załóż na
drogę”. Założyłem. Ubrałem koszulę. Mój brzuch wyraźnie zarysowywał się pod
koszulą. Wyglądałem jakbym był kilka kilogramów grubszy niż w rzeczywistości.
Czułem się okropnie. Nie mogłem wciągnąć spodni. Zdjąłem je. Założyłem dresy do
biegania i zmieniłem koszulę, na luźny podkoszulek. Co z krawatem? Musiałem
mieć krawat. Dla Pani. Zdecydowałem się jednak założyć koszulę, poszukałem
najluźniejszej w szafie. Spodnie od dresu i koszula z krawatem. Wyglądałem co
najmniej dziwnie, wiedziałem, że wszyscy będą na mnie zwracać uwagę.
Przynajmniej pampersa nie było widać tak wyraźnie. Nie miałem nic innego co
mógłbym teraz założyć. Lepsze spodnie od dresu niż jeansy podciągnięte tylko do
kolan.
Wyszedłem
z mieszkania. Czułem jak woda przelewa się z każdym moim krokiem i próbuje się
wydostać. Chciałem jej pozwolić. Właśnie dlatego miałem korek analny. Poszedłem
na przystanek. Kupiłem bilet w automacie i wsiadłem do autobusu. Niemal każdy
się na mnie patrzył. Czułem, że wiedzą o wszystkim. O tatuażu, o lewatywie,
pampersie i korku analnym, o moim pasie cnoty i o mojej uległej naturze, którą
niedawno odkryłem. Czułem jakby na każdym telebimie szedł film nakręcony na tej
pamiętnej polanie w lesie. Jakby na każdym banerze reklamowym było moje zdjęcie
z penisem Pana w ustach. Usiadłem z przodu. Unikałem kontaktu wzrokowego z
kimkolwiek. Podróż dłużyła się niesamowicie. W dodatku autobus trząsł się jadąc
po drodze. To powodowało narastający ból brzucha. Cała podróż trwała ponad pół
godziny. Wysiadłem. Miałem jeszcze do przejścia około trzystu metrów. Czułem że
rosnący napór wody na zwieracze. Czułem jak pojedyncze kropelki zlewają się po
korku i wsiąkają w pampersa. W końcu stanąłem pod drzwiami domu mojej Pani.
Zadzwoniłem. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Drzwi jak zwykle były
otwarte. Pani wiedziała, że przyjdę. Tym razem jednak oprócz smyczy. Na
wieszaku była jakaś maska. Pod nią karteczka. „Załóż koniecznie.” Rozebrałem
się jak zwykle. Zostałem w pampersie, żeby nie ubrudzić Pani podłogi. Czułem
jak ze mnie cieknie. Robiło się mi mokro. Założyłem najpierw maskę. Miała
jedynie otwory na usta i nos. Oczy były zasłonięte. Zakrywała mi całą szyję i głowę.
Z tyłu miała zamek. Zapiąłem. Na ślepo wymacałem obrożę i założyłem ją na szyję
na maskę. Zapiąłem kłódkę. Nie wiedziałem co mam zrobić z krawatem. Wziąłem go
w zęby. Nie było sensu zawiązywać nim oczu. I tak nic nie widziałem. Klęknąłem.
Kolana szeroko. Stopy na zewnątrz. Dłonie na udach, wewnętrzną częścią do góry.
Głowa pochy… nie mogłem pochylić głowy! Kołnierz od maski nie pozwalał mi zgiąć
jej do pozycji, której wymagała moja Pani. Spróbowałem jeszcze raz. Nic z tego.
Zacząłem panikować. Czy to znaczyło, że moja Pani do mnie nie przyjdzie? Nie
mogłem zdjąć obroży ani maski, bo nie miałem kluczyka do kłódki. Dla Pani!
Zacząłem znów powtarzać.
Pozostało
mi czekać.
-Dla
Pani! Dla Pani! Dla Pani! – znów dryfowałem i łapałem się ostatniej deski
ratunku. Ciągle szeptem powtarzałem -Dla Pani! Dla Pani! Dla Pani!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz