poniedziałek, 4 czerwca 2018

Psia liga


Na pierwszy rzut oka było to stadion jakich wiele na świecie. Różnił się tym, że znajdował się na prywatnej posesji, praktycznie na odludziu i w dodatku zewsząd otaczały go lasy, a jakby tego było mało, wokół samego stadionu był wysoki mur. Spytacie po co to wszystko? Otóż na stadionie tym odbywały się nietypowe rozgrywki. Brały w nich udział Dominy, a właściwie ich ulegli, którzy na boisku reprezentowali swoje Panie. Zasady też były trochę inne niż zazwyczaj. Wszyscy graczy byli nago, a na sobie mieli jedynie obroże i pasy cnoty, no i korki rzecz jasna. Czasem znalazły się jakieś dodatki, bo zamiast kartek w tych rozgrywkach występowały kary cielesne, które zdecydowanie utrudniały granie na sto procent.

            Tego dnia miałem wyjść na boisko już z taką karą. W poprzednich meczach zebrałem już trzy żółte kartki i teraz musiałem wystąpić z dodatkowym utrudnieniem, a były nim wkładki do butów z kolcami, które przy każdym kroku powodowały ból. Właśnie je zakładałem, a już niedługo miałem wyjść w nich na murawę. Musiałem w dodatku uważać, żeby nie zarobić teraz kolejnej kartki, bo to by już niemal wykluczyło mnie z gry, a przynajmniej utrudniło ją w taki sposób, że nie byłbym w stanie godnie reprezentować swojej Pani, a to wiązało się też z karą, która czekała mnie z Jej ręki. Musiałem więc pokonać ból i dać z siebie sto procent, jeśli chciałem być godzien nazywać się psem.
            Pierwsze minuty meczu zdawały się być najgorsze, bieganie było niemal niemożliwe i tylko smętnie włóczyłem się po prawej stronie boiska. Koledzy jakby wiedzieli o moim bólu i starali się prowadzić grę innymi strefami boiska. Jak się potem okazało rywale też doskonale o tym wiedzieli i zamierzali to wykorzystać. Gdy tylko oddaliśmy inicjatywę, ataki rywali moją częścią nabrały na intensywności i zmusiły mnie do pogodzenia się z bólem i biegania.
            Chcąc nie chcąc byłem wolniejszy. Czułem jak moje stopy pieką i palą z bólu. Wiedziałem, że wkładki nie zostawią na nich śladu, ale ból zostanie jeszcze po meczu. Rywale starali się wykorzystać to, że jestem gorzej dysponowany i coraz częściej próbowali pojedynków szybkościowych, które w większości przegrywałem. Czułem, że po meczu czeka mnie kara. Czułem, że muszę być lepszy, ale stało się to czego się obawiałem najbardziej. Po kolejnej akcji rywali i kolejnym przegranym pojedynku nieczysto zaatakowałem nogi przeciwnika i dostałem żółtą kartkę. Niemal koniec meczu dla mnie i przekreślenie szans na dobry występ. Klamry na sutki. Połączone łańcuchem, a na nim zawieszony dzwonek. Teraz nie dość, że ciężej było mi biegać to jeszcze zawsze dawałem znać rywalom o swojej pozycji.
            Szybko okazało się, że bieganie jest jeszcze trudniejsze. Dzwonek podskakiwał za każdym razem i powodował ból w sutkach. Oswajałem się z nim powoli, zdecydowanie zbyt wolno. Miałem nadzieję, że jakoś uda mi się go wyrzucić z głowy.       
            Dopiero pod koniec pierwszej połowy zacząłem coś grać, nie miałem nawet pojęcia przy jakim wyniku schodziliśmy do szatni. Przerwa spowodowała, że znów górę zaczął brać ból i znów nie mogłem się skupić.
            W szatni jak zwykle mieliśmy rozprawę z naszymi Paniami. Przez ból docierało do mnie, że drugą połowę mamy zagrać bardziej ofensywnie, a moja Pani zagroziła mi surową karą za ten mecz, którą mogłem jedynie zmniejszyć dając z siebie 100% w drugiej połowie.
            Skupiłem się na tej myśli i wybiegłem z szatni za kolegami.
            Sto procent dla Pani! – myśl przewodnia na drugą połowę. Ból był coraz większy, ale tym razem to ja byłem górą, pokonywałem go. Dzwonek zawieszony na klamerkach przypominał mi o tym ciężarze, ale odrzucałem go i starałem się grać coraz lepiej. Mimo to moje zagrania były dość mizerne.
            W końcu musiałem pogodzić się z tym, że nie wygram z bólem. Nie mogłem się jednak pogodzić z tym, że prawdopodobnie zostanę wybrany najgorszym zawodnikiem meczu, a to wiązało się z dodatkową karą i powoli stawało się moim koszmarem.
            Koszmar przerodził się w rzeczywistość zaraz po meczu. Przegraliśmy 3:1, a ja zostałem wybrany najgorszym zawodnikiem meczu. Kara była jedna, za każdym razem ta sama, a publiczność na stadionie chyba wolała oglądać to jak nieszczęśnik odbywa karę niż sam mecz. Wkrótce sędzia główny przyniósł na tacy rekwizyt do odbycia kary. Były to stringi w całości wykonane z kasztanów w skorupkach. Skrzywiłem się na samą myśl, że będę je musiał włożyć. Moja Pani kręcąc głową i pokazując jawnie swoje niezadowolenie odpięła mi pas cnoty, a potem podała mi stringi. Wsunąłem je ostrożnie, ale kolce i tak pokaleczyły mi nogi, a w szczególności uda. Zacisnąłem zęby wsuwając je na jądra i penisa. Jęknąłem z bólu, gdy kasztany wsunęły się między moje pośladki, a to był dopiero początek kary. Okrążenie wokół stadionu. Nago, w stroju meczowym, w tym wypadku z klamerkami, dzwonkiem i w butach z wkładkami z kolcami. Biegłem roniąc łzy z każdym krokiem. Bycie nagim wobec tak wielu ludzi już dawno przestało mi przeszkadzać, teraz wszyscy patrzyli na moją chwilę słabości, na moją porażkę. Byłem kompletnie upokorzony. Mój bieg wstydu. Wydawało mi się, że każdy kolejny krok był gorszy od poprzedniego, ale żaden wcześniejszy nie mógł się równać z tymi, gdy wybiegłem na ostatnią prostą, a na jej końcu zobaczyłem moją Panią. Rozczarowaną i zawstydzoną moim występem. Płakałem z bólu i ze wstydu. Zawiodłem swoją Pani i wystawiłem ją na pośmiewisko, jeszcze nigdy nie czułem się tak podle.
            Nawet wtedy gdy bieg się skończył, a po kasztanowych stringach zostały tylko zadrapania i ukłucia ciągle czułem się niedostatecznie ukarany i wiedziałem, że nic tego nie zmieni. Nie mogłem tego w żaden sposób wynagrodzić Pani.
Ze spuszczoną głową zszedłem ze stadionu za Panią, która prowadziła mnie na smyczy. Całą drogę myślałem o tym jak bardzo zawiodłem. Nie zwracałem nawet uwagi na to co się wokół mnie dzieje. Moja Pani przygotowywała w tym czasie karę. Dużo, bardzo dużo gałązek srebrnego świerka lądowało w sarkofagu, w którym niedługo miałem znaleźć się też ja.
Gdy wszystko było gotowe, Pani kazała mi się położyć wewnątrz jednej z części, która leżała na podłodze. Czułem jak igły wbijają się w moje ciało, długo podpierałem się rękami zanim położyłem się całym wewnątrz sarkofagu na brzuchu. Mój penis tylko trafił na jakąś dziurkę i uniknął pokłucia. Poczułem jak Pani stopą dociska moje pośladki, a potem wchodzi na moje plecy i zaczyna mnie coraz głębiej wciskać w te piekielne igły. Głowa wystawała mi poza sarkofag. Bolało mnie niemal wszystko, ale ten ból i tak nie usuwał moich błędów, pozawalał mi jedynie o nich na chwilę zapomnieć. Pani zeszła ze mnie i wsunęła między moja pośladki jakiś wibrator, poczułem jak wchodzi w mój odbyt, najpierw jakby nieśmiało, a potem zaczyna coraz szybciej zdobywać nowe terytorium i po chwili wypełnia niemal w całości mój otwór rozszerzając go do granic możliwości.
Pani za pomocą lin założyła drugą część sarkofagu, po czym zaczęła ją zapinać, czułem jak gałązki dociskają się do mojego ciała. Akupunktura, choć nigdy nie byłem na takim zabiegu, to właśnie przeżywałem coś chyba milion razy bardziej bolesnego. Zacząłem wrzeszczeć z bólu, a Pani uciszyła mnie kneblem. Poczułem jak za pomocą lin cały sarkofag wędruje do pozycji pionowej. Na chwilę się uspokoiłem, a Pani widząc to zdjęła mi knebel i wsunęła do ust dwie pastylki.
-Połknij – usłyszałem Jej zrezygnowany głos. Jakby nic już nigdy nie mogło zmienić tego co się stało. Przełknąłem tabletki, a po chwili usłyszałem i poczułem jak działa wibrator w moich pośladkach. Chciałem się wiercić i jakoś od niego uwolnić, ale im bardziej się wierciłem tym bardziej wszystko mnie kłuło. Próbowałem znów krzyczeć, ale Pani ponownie włożyła mi knebel do ust.
Pani na chwilę zniknęła. Zostałem sam na sam z bólem. Czułem, że mam silną erekcję mimo bólu i wstydu czułem narastające podniecenie. Czy Pani właśnie podała mi viagrę? Czułem jak krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach i jakby cała spływała w to jedno miejsce. Nie wiem jak długo Pani nie wracała, ale powoli zaczynałem wariować z podniecenia. W dodatku będąc w tym sarkofagu nic z tym nie mogłem zrobić. Byłem ciasno ściśnięty z igłami. Nie zwróciłem nawet uwagi na to kiedy Pani weszła do pokoju. Podeszła do mnie i zsunęła mi napletek a zza pleców wyjęła wibrator i włączyła go przykładając do wędzidełka. Odchyliłem głowę do tyłu. Próbowałem rozchylić palce rąk i nóg, ale tylko pokaleczyłem sobie dłonie i stopy. Szarpałem się wewnątrz sarkofagu w spazmach bólu i ekstazy. Nie wiedziałem, które z tych doznań teraz mną rządzi, tonąłem w nich, a potem został tylko ból. Ból i rozczarowanie, gdy Pani odsunęła wibrator, a ja już prawie doszedłem. Chciałem trysnąć, próbowałem myśleć o czymś podniecającym, jakby to miało w czymś pomóc, a ból coraz głębiej wdzierał się do mojej głowy, aż w końcu całkiem nią zawładnął. Z tego letargu wyrwały mnie kolejne wibracje i znów walczyłem wewnątrz sarkofagu o najlepszą pozycję i o orgazm, chciałem wrzeszczeć, ale knebel zamieniał każde moje błaganie o pomoc w nieartykułowane wycie.
W końcu trysnąłem, a zaraz potem Pani wylała spermę na knebel, który miałem w ustach, czułem jak powoli zlewa się po nim i wypełnia moje usta, a częściowo ścieka mi po brodzie. Po chwili mój penis znów cały wibrował i znów trysnąłem spermą. Za każdym orgazmem czułem jak na moim ciele pojawiają się nowe rany. Jak długo to wszystko miało trwać? Odpowiedź nie przychodziła. Dochodziłem raz za razem, a moja sperma po każdym orgazmie lądowała na mojej twarzy, na oczach, czole, policzkach, ustach, a nawet we włosach.
Byłem już kompletnie zrezygnowany i czułem, że już dłużej nie mogę, że nie dam rady już dość ani razu więcej. Został mi już tylko ból i ohydne upokorzenie, którym była dla mnie własna sperma na twarzy. Czułem się jak mumia w muzeum. Nie mogłem nawet oczu otworzyć, bo były tak mocno posklejane spermą. Wciągałem ją nawet nosem gdy łapałem powietrze.
Pani gdzieś wyszła, zostałem sam, jak eksponat w muzeum zamknięty na noc. Wiedziałem, że to będzie długa noc. Wiedziałem, że długo nie będę zdolny do grania, ani do normalnego funkcjonowania, czułem ból na całym ciele. Rany miałem już chyba wszędzie. Sam byłem jedną wielką raną. Zasłużyłem, bo zraniłem swoją Panią.

           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz