Na pierwszy rzut oka było to stadion jakich wiele na
świecie. Różnił się tym, że znajdował się na prywatnej posesji, praktycznie na
odludziu i w dodatku zewsząd otaczały go lasy, a jakby tego było mało, wokół
samego stadionu był wysoki mur. Spytacie po co to wszystko? Otóż na stadionie
tym odbywały się nietypowe rozgrywki. Brały w nich udział Dominy, a właściwie
ich ulegli, którzy na boisku reprezentowali swoje Panie. Zasady też były trochę
inne niż zazwyczaj. Wszyscy graczy byli nago, a na sobie mieli jedynie obroże i
pasy cnoty, no i korki rzecz jasna. Czasem znalazły się jakieś dodatki, bo
zamiast kartek w tych rozgrywkach występowały kary cielesne, które zdecydowanie
utrudniały granie na sto procent.
Tego
dnia miałem wyjść na boisko już z taką karą. W poprzednich meczach zebrałem już
trzy żółte kartki i teraz musiałem wystąpić z dodatkowym utrudnieniem, a były
nim wkładki do butów z kolcami, które przy każdym kroku powodowały ból. Właśnie
je zakładałem, a już niedługo miałem wyjść w nich na murawę. Musiałem w dodatku
uważać, żeby nie zarobić teraz kolejnej kartki, bo to by już niemal wykluczyło
mnie z gry, a przynajmniej utrudniło ją w taki sposób, że nie byłbym w stanie
godnie reprezentować swojej Pani, a to wiązało się też z karą, która czekała
mnie z Jej ręki. Musiałem więc pokonać ból i dać z siebie sto procent, jeśli
chciałem być godzien nazywać się psem.
Pierwsze
minuty meczu zdawały się być najgorsze, bieganie było niemal niemożliwe i tylko
smętnie włóczyłem się po prawej stronie boiska. Koledzy jakby wiedzieli o moim
bólu i starali się prowadzić grę innymi strefami boiska. Jak się potem okazało
rywale też doskonale o tym wiedzieli i zamierzali to wykorzystać. Gdy tylko oddaliśmy
inicjatywę, ataki rywali moją częścią nabrały na intensywności i zmusiły mnie
do pogodzenia się z bólem i biegania.
Chcąc
nie chcąc byłem wolniejszy. Czułem jak moje stopy pieką i palą z bólu.
Wiedziałem, że wkładki nie zostawią na nich śladu, ale ból zostanie jeszcze po
meczu. Rywale starali się wykorzystać to, że jestem gorzej dysponowany i coraz
częściej próbowali pojedynków szybkościowych, które w większości przegrywałem.
Czułem, że po meczu czeka mnie kara. Czułem, że muszę być lepszy, ale stało się
to czego się obawiałem najbardziej. Po kolejnej akcji rywali i kolejnym
przegranym pojedynku nieczysto zaatakowałem nogi przeciwnika i dostałem żółtą
kartkę. Niemal koniec meczu dla mnie i przekreślenie szans na dobry występ.
Klamry na sutki. Połączone łańcuchem, a na nim zawieszony dzwonek. Teraz nie
dość, że ciężej było mi biegać to jeszcze zawsze dawałem znać rywalom o swojej
pozycji.
Szybko
okazało się, że bieganie jest jeszcze trudniejsze. Dzwonek podskakiwał za
każdym razem i powodował ból w sutkach. Oswajałem się z nim powoli,
zdecydowanie zbyt wolno. Miałem nadzieję, że jakoś uda mi się go wyrzucić z
głowy.
Dopiero
pod koniec pierwszej połowy zacząłem coś grać, nie miałem nawet pojęcia przy
jakim wyniku schodziliśmy do szatni. Przerwa spowodowała, że znów górę zaczął
brać ból i znów nie mogłem się skupić.
W
szatni jak zwykle mieliśmy rozprawę z naszymi Paniami. Przez ból docierało do
mnie, że drugą połowę mamy zagrać bardziej ofensywnie, a moja Pani zagroziła mi
surową karą za ten mecz, którą mogłem jedynie zmniejszyć dając z siebie 100% w
drugiej połowie.
Skupiłem
się na tej myśli i wybiegłem z szatni za kolegami.
Sto
procent dla Pani! – myśl przewodnia na drugą połowę. Ból był coraz większy, ale
tym razem to ja byłem górą, pokonywałem go. Dzwonek zawieszony na klamerkach
przypominał mi o tym ciężarze, ale odrzucałem go i starałem się grać coraz
lepiej. Mimo to moje zagrania były dość mizerne.
W końcu musiałem pogodzić się z tym,
że nie wygram z bólem. Nie mogłem się jednak pogodzić z tym, że prawdopodobnie
zostanę wybrany najgorszym zawodnikiem meczu, a to wiązało się z dodatkową karą
i powoli stawało się moim koszmarem.
Koszmar
przerodził się w rzeczywistość zaraz po meczu. Przegraliśmy 3:1, a ja zostałem
wybrany najgorszym zawodnikiem meczu. Kara była jedna, za każdym razem ta sama,
a publiczność na stadionie chyba wolała oglądać to jak nieszczęśnik odbywa karę
niż sam mecz. Wkrótce sędzia główny przyniósł na tacy rekwizyt do odbycia kary.
Były to stringi w całości wykonane z kasztanów w skorupkach. Skrzywiłem się na
samą myśl, że będę je musiał włożyć. Moja Pani kręcąc głową i pokazując jawnie
swoje niezadowolenie odpięła mi pas cnoty, a potem podała mi stringi. Wsunąłem
je ostrożnie, ale kolce i tak pokaleczyły mi nogi, a w szczególności uda.
Zacisnąłem zęby wsuwając je na jądra i penisa. Jęknąłem z bólu, gdy kasztany
wsunęły się między moje pośladki, a to był dopiero początek kary. Okrążenie
wokół stadionu. Nago, w stroju meczowym, w tym wypadku z klamerkami, dzwonkiem
i w butach z wkładkami z kolcami. Biegłem roniąc łzy z każdym krokiem. Bycie
nagim wobec tak wielu ludzi już dawno przestało mi przeszkadzać, teraz wszyscy
patrzyli na moją chwilę słabości, na moją porażkę. Byłem kompletnie upokorzony.
Mój bieg wstydu. Wydawało mi się, że każdy kolejny krok był gorszy od
poprzedniego, ale żaden wcześniejszy nie mógł się równać z tymi, gdy wybiegłem
na ostatnią prostą, a na jej końcu zobaczyłem moją Panią. Rozczarowaną i
zawstydzoną moim występem. Płakałem z bólu i ze wstydu. Zawiodłem swoją Pani i
wystawiłem ją na pośmiewisko, jeszcze nigdy nie czułem się tak podle.
Nawet
wtedy gdy bieg się skończył, a po kasztanowych stringach zostały tylko
zadrapania i ukłucia ciągle czułem się niedostatecznie ukarany i wiedziałem, że
nic tego nie zmieni. Nie mogłem tego w żaden sposób wynagrodzić Pani.
Ze spuszczoną głową zszedłem
ze stadionu za Panią, która prowadziła mnie na smyczy. Całą drogę myślałem o
tym jak bardzo zawiodłem. Nie zwracałem nawet uwagi na to co się wokół mnie
dzieje. Moja Pani przygotowywała w tym czasie karę. Dużo, bardzo dużo gałązek
srebrnego świerka lądowało w sarkofagu, w którym niedługo miałem znaleźć się
też ja.
Gdy wszystko było gotowe,
Pani kazała mi się położyć wewnątrz jednej z części, która leżała na podłodze.
Czułem jak igły wbijają się w moje ciało, długo podpierałem się rękami zanim
położyłem się całym wewnątrz sarkofagu na brzuchu. Mój penis tylko trafił na
jakąś dziurkę i uniknął pokłucia. Poczułem jak Pani stopą dociska moje
pośladki, a potem wchodzi na moje plecy i zaczyna mnie coraz głębiej wciskać w
te piekielne igły. Głowa wystawała mi poza sarkofag. Bolało mnie niemal
wszystko, ale ten ból i tak nie usuwał moich błędów, pozawalał mi jedynie o
nich na chwilę zapomnieć. Pani zeszła ze mnie i wsunęła między moja pośladki
jakiś wibrator, poczułem jak wchodzi w mój odbyt, najpierw jakby nieśmiało, a
potem zaczyna coraz szybciej zdobywać nowe terytorium i po chwili wypełnia
niemal w całości mój otwór rozszerzając go do granic możliwości.
Pani za pomocą lin założyła
drugą część sarkofagu, po czym zaczęła ją zapinać, czułem jak gałązki dociskają
się do mojego ciała. Akupunktura, choć nigdy nie byłem na takim zabiegu, to
właśnie przeżywałem coś chyba milion razy bardziej bolesnego. Zacząłem
wrzeszczeć z bólu, a Pani uciszyła mnie kneblem. Poczułem jak za pomocą lin
cały sarkofag wędruje do pozycji pionowej. Na chwilę się uspokoiłem, a Pani
widząc to zdjęła mi knebel i wsunęła do ust dwie pastylki.
-Połknij – usłyszałem Jej
zrezygnowany głos. Jakby nic już nigdy nie mogło zmienić tego co się stało.
Przełknąłem tabletki, a po chwili usłyszałem i poczułem jak działa wibrator w
moich pośladkach. Chciałem się wiercić i jakoś od niego uwolnić, ale im
bardziej się wierciłem tym bardziej wszystko mnie kłuło. Próbowałem znów krzyczeć,
ale Pani ponownie włożyła mi knebel do ust.
Pani na chwilę zniknęła.
Zostałem sam na sam z bólem. Czułem, że mam silną erekcję mimo bólu i wstydu
czułem narastające podniecenie. Czy Pani właśnie podała mi viagrę? Czułem jak
krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach i jakby cała spływała w to jedno
miejsce. Nie wiem jak długo Pani nie wracała, ale powoli zaczynałem wariować z
podniecenia. W dodatku będąc w tym sarkofagu nic z tym nie mogłem zrobić. Byłem
ciasno ściśnięty z igłami. Nie zwróciłem nawet uwagi na to kiedy Pani weszła do
pokoju. Podeszła do mnie i zsunęła mi napletek a zza pleców wyjęła wibrator i
włączyła go przykładając do wędzidełka. Odchyliłem głowę do tyłu. Próbowałem
rozchylić palce rąk i nóg, ale tylko pokaleczyłem sobie dłonie i stopy.
Szarpałem się wewnątrz sarkofagu w spazmach bólu i ekstazy. Nie wiedziałem,
które z tych doznań teraz mną rządzi, tonąłem w nich, a potem został tylko ból.
Ból i rozczarowanie, gdy Pani odsunęła wibrator, a ja już prawie doszedłem.
Chciałem trysnąć, próbowałem myśleć o czymś podniecającym, jakby to miało w
czymś pomóc, a ból coraz głębiej wdzierał się do mojej głowy, aż w końcu
całkiem nią zawładnął. Z tego letargu wyrwały mnie kolejne wibracje i znów
walczyłem wewnątrz sarkofagu o najlepszą pozycję i o orgazm, chciałem
wrzeszczeć, ale knebel zamieniał każde moje błaganie o pomoc w nieartykułowane
wycie.
W końcu trysnąłem, a zaraz
potem Pani wylała spermę na knebel, który miałem w ustach, czułem jak powoli
zlewa się po nim i wypełnia moje usta, a częściowo ścieka mi po brodzie. Po
chwili mój penis znów cały wibrował i znów trysnąłem spermą. Za każdym orgazmem
czułem jak na moim ciele pojawiają się nowe rany. Jak długo to wszystko miało
trwać? Odpowiedź nie przychodziła. Dochodziłem raz za razem, a moja sperma po
każdym orgazmie lądowała na mojej twarzy, na oczach, czole, policzkach, ustach,
a nawet we włosach.
Byłem już kompletnie
zrezygnowany i czułem, że już dłużej nie mogę, że nie dam rady już dość ani
razu więcej. Został mi już tylko ból i ohydne upokorzenie, którym była dla mnie
własna sperma na twarzy. Czułem się jak mumia w muzeum. Nie mogłem nawet oczu
otworzyć, bo były tak mocno posklejane spermą. Wciągałem ją nawet nosem gdy
łapałem powietrze.
Pani gdzieś wyszła, zostałem
sam, jak eksponat w muzeum zamknięty na noc. Wiedziałem, że to będzie długa
noc. Wiedziałem, że długo nie będę zdolny do grania, ani do normalnego
funkcjonowania, czułem ból na całym ciele. Rany miałem już chyba wszędzie. Sam
byłem jedną wielką raną. Zasłużyłem, bo zraniłem swoją Panią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz