poniedziałek, 23 lipca 2018

Leśne harce


            Na parking na skraju lasu podjechało czarne audi A4. Otworzyły się drzwi od strony kierowcy i z samochodu wyszła Pani. Podeszła do bagażnika i otworzyła go.
            -Wychodzić, psy!

            Podróż w bagażniku nie należała do przyjemnych tym chętniej wykonałem ten rozkaz i zauważyłem, że mój towarzysz robi to równie chętnie co ja. Samemu byłoby mi ciasno. Byliśmy więc skazani na podróż niemal w bezruchu. Szybko doszliśmy do porozumienia by nie wiercić się zbytnio bo skutkowało to tylko kopniakami i pogarszało i tak znikomy komfort jazdy.
            Obolałe i zdrętwiałe ciało po podróży odmawiało jednak posłuszeństwa i mało nie upadłem na ziemię próbując wydostać się z bagażnika. Gdy w końcu się wygramoliliśmy Pani kazała nam iść za sobą. Ruszyliśmy za Nią wąską ścieżką w głąb lasu. Szedłem ostatni.
            Po 15 minutach dotarliśmy do niewielkiej polanki. Słychać było szumiący strumień gdzieś niedaleko z prawej strony. Teren opadał delikatnie w stronę z której dochodził odgłos górskiego potoku. Na polanie rosła wysoka trawa, a między nią pokrzywy. W miejscach gdzie drzewa zasłaniały runie leśnemu dostęp do słońca, zalegały szpilki opadłe ze świerków i sosen.
            Byłem coraz bardziej nerwowy. Plecak, który niosłem z samochodu był dość ciężki. Przełknąłem ślinę myśląc o tym co Pani mogła do niego włożyć. Drugi taki sam niósł ten pies, którego dziś poznałem.
            -Gdzie moje krzesło?
            Zobaczyłem jak mój towarzysz rozkłada krzesło dla Pani i ustawia je na skraju polany.
            -Na co czekacie? Rozbierać się!
            Jak to? W środku lasu? Wystarczyło mi jednak jedno spojrzenie na Panią by wiedzieć, że to nie żart. Zacząłem zdejmować ubranie nerwowo rozglądając się czy, aby ktoś na nas nie patrzy. Ciągle miałem wrażenie obecności kogoś nie wtajemniczonego w naszą relację z Panią, jakby za drzewami siedział ktoś i oglądał całą scenę przez lornetkę. Zawahałem się zdejmując buty, ale Pani nie zareagowała, więc je zdjąłem.
            Stanęliśmy nadzy przed Panią, a Ona kazała nam pobiegać wokół polany. Biegaliśmy skrajem polany, patrzyłem pod nogi by stąpać po kamieniach, zamiast po szpilkach, starałem się wybierać te gładkie, ale było ich zbyt mało i często byłem skazany na bieganie po igliwiu. Niektóre kamienie okazywały się nie być aż takie gładkie jak to z pozoru się wydawało. Tam gdzie rosła trawa czułem jak ostre źdźbła kłują mnie w łydki i kostki.
            Pani w końcu zawołała nas do siebie i kazała nam poszukać czegoś co nada się na rózgę. Nie zastanawiając się długo ruszyło nagi w las po prawej stronie polany, tam skąd dobiegał odgłos strumienia. Nad wodą gdzie było więcej miejsca spodziewałem się, że będą rosły jakieś leszczyny. Czułem jak szpilki wbijają mi się w bose stopy, co chwilę przecierałem je próbując wyjąć powbijane igły. Dotarłem nad potok i zerwałem kilka gałązek po czym ruszyłem z powrotem na polanę. Jeżyny płożyły się po ziemie, a ich kolce wbijały raniły mi stopy i kostki.        
            Po chwili na polanę wkroczył drugi pies. W rękach niósł pęczek cienkich brzozowych gałązek związanych długą trawą. Stanęliśmy przed Panią i patrzyliśmy jak zastanawia się nad tym co wybrać. Czekanie na werdykt było jak stanie przed sądem w oczekiwaniu na wyrok.
            -Nie mogę się zdecydować, muszę zobaczyć wasze rózgi w użyciu – powiedziała Pani po czym wskazała zwalone drzewo i ruszyła w jego stronę, a my zaraz za Nią. Pani podniosła z ziemi dwa patyki i pokazała je nam, po czym ukryła je za plecami.
            -Zaczyna ten z dłuższym patyczkiem – powiedziała Pani. Po tej dwuznacznej wypowiedzi popatrzyliśmy na swoje „ogonki” i już po chwili spaliłem się rumieńcem uświadamiając sobie, że mój „patyczek” jest krótszy.
            Pani przerwała niezręczną ciszę rozkazując nam wylosować patyk. To ja wyciągnąłem dłuższy, więc kolega pierwszy położył się na zwalonym pniu, a ja zacząłem go uderzać leszczynową rózgą, na jego pośladkach zaczęły się pojawiać pręgi. Odnosiłem wrażenie, że im lepiej są widoczne tym bardziej uśmiechnięta jest Pani. Kompletnie nie liczyłem się z tym, że zaraz to ja będę leżał na tym pniu, a drugi pies w ramach zemsty mocno będzie chciał pokazać wyższość swojej rózgi. Teraz jednak była moja chwila.
            Skończyła się po dwudziestu uderzeniach. Gdy bity przeze mnie uległy podnosił się z pnia zauważyłem, że nie tylko pośladki ma czerwone, ale też nogi i brzuch, który ocierał się o korę drzewa, na którym po chwili się położyłem. Trochę się ociągałem próbując przybrać jak najlepszą pozycję, ale drzewo miało dość ostrą korę, która kłuła mnie w moje nagie sutki, brzuch, penisa i w jądra. Ledwo umościłem sobie miejsce na pniu a na moje pośladki spadł piekący ból. Na kolejne uderzenia nie musiałem długo czekać, przyszły niemal od razu. Ból przeszywał moje ciało raz za razem, a wiercąc się na pniu tylko pogarszałem sprawę i wkrótce czułem, że mam odrapane całe ciało. Pośladki pulsowały piekącym bólem. Te dwadzieścia uderzeń zdawało się dłużyć w nieskończoność. W końcu mogłem się odkleić od tego przeklętego pnia. Mój oprawca stał obok uśmiechając się z satysfakcją widząc jakie trudności nastręcza mi zejście z miejsca kaźni. Na moich pośladkach pełno było cienkich, krótkich pręg od brzozowych gałązek.
            Stanęliśmy nago przed Panią a Ona obeszła nas wkoło oglądając przy tym ślady na naszych ciałach.
            -Całkiem ładnie. Pora trochę was ochłodzić. Zdaje się, że gdzieś niedaleko jest potok.
            Ruszyliśmy za Panią w dół zbocza. Ściółka leśna pełna była starych szpilek i ostrych kamieni. Musieliśmy ostrożnie stawiać stopy uważając przy każdym kroku. Na szczęście Pani się nie spieszyła. W końcu dotarliśmy nad strumień. Nie był zbyt głęboki.
            -Pora na zimną kąpiel. No dalej psiaki, ogonki do wody.
            Posłusznie zaczęliśmy siadać w wodzie. Była straszliwie zimna. Wartki górski strumyk obmywał moje pośladki. Niska temperatura spowodowała, że mój penis robił się mniejszy i mniejszy. Znów spaliłem się rumieńcem. Patrzyłem w ziemię, nie chciałem żeby ktoś widział, że wstydzę się swojego „ogonka”. Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, ale Pani w końcu się odezwała.
            -Chyba wystarczy wam tej kąpieli, pora zażyć czegoś dla zdrowia. Zdaje się, że gdzieś tu rosną pokrzywy – powiedziała Pani znacząco spoglądając na kępę pokrzyw rosnącą nieopodal potoku. Jak sobie pościelicie tak się wyśpicie – dodała uśmiechając się szyderczo.
            Pierwszy ruszyłem w stronę pokrzyw i zacząłem je zrywać, a potem rozkładać na trawie. Czułem jak na moich dłoniach pojawiają się bąble. Niemal całe ręce miałem czerwone. Gdy nazbieraliśmy tyle pokrzyw, że udało się z nich ułożyć spore posłanie Pani kazała nam się położyć na tym co sobie przygotowaliśmy. Najpierw na plecach. Delikatnie położyłem się na swoim posłaniu próbując chronić co wrażliwsze miejsca. Gdy Pani wydała komendę byśmy zmienili pozycję i położyli się na brzuchu, moje plecy pełne już były bąbli. Do tej pory próbowałem się jak najmniej ruszać, żeby dodatkowo nie przysporzyć sobie bólu. Teraz gdy musiałem się przewrócić na plecy czułem jak pokrzywy odklejają się od mojego ciała, a inne dotykają moich boków powodując dodatkowe pieczenie. Nie mogliśmy sobie przy tym pomagać rękoma, więc ból był jeszcze większy, tym bardziej, że nie mogliśmy też „spaść” z posłania.
            Nie miałem pojęcia jak długo tak leżeliśmy, ale czułem, że całe moje ciało jest jednym wielkim pulsującym bólem bąblem. Chciałem się wszędzie drapać, ale czułem, że Pani nie przyjęła by tego najlepiej i mógłbym zostać ukarany, więc trzymałem ręce przy sobie. W końcu Pani kazała nam wstać, myślałem, że to koniec tortur, ale okazało się, że Pani ma znacznie więcej pomysłów. Po chwili obaj wsuwaliśmy na siebie slipy mając w środku dziewięćsił. Lekko wsunąłem je na krocze i patrząc na swoje stopy czekałem na to co powie Pani. Czułem jak kłuje mnie w jądra i w penisa, a jeden z listków wsunął się między moje pośladki.
            -Na co czekasz? Podciąg je wyżej. No chyba, że ja mam to zrobić?
            Zdałem sobie sprawę, że jeżeli Pani to zrobi to oprócz tego, że slipy będę miał pod szyją to spotka mnie potem jeszcze jakaś kara za nieposłuszeństwo, więc szybko sam je podciągnąłem. Miałem wrażenie, że kolce przekłuwają moje ciało, a ze slipów zaraz zacznie ściekać krew, ale nic takiego się nie stało.
            -Wracamy na polanę.
            Nie wierzyłem w to co usłyszałem, jak się okazało, nie tylko ja. Spojrzałem na drugiego psa, ale on zdawał się być przerażony jeszcze bardziej niż ja. Jakby kiedyś przeżył już coś podobnego. Pani ruszyła przodem, a my zdaliśmy sobie sprawę, że lepiej się nie ociągać. Próbowałem iść okrakiem i delikatnie stawiać stopy, ale slipy były tak mocno podciągniętę, że ból był nieunikniony. Marsz na polanę trwał znacznie dłużej. Droga pod górę zdawała się być najmniejszym problemem. Igły choć małe zdecydowanie bardziej dawały się nam we znaki. Całe ciało piekło od pokrzyw.
            Gdy dotarliśmy na polanę Pani kazała usiąść nam okrakiem na tym zwalonym drzewie. Pomogliśmy sobie wzajemnie wdrapać się na pień, z dziewięćsiłami w slipach nie było to proste, jeszcze trudniej było się wygodnie umościć na szerokim pniu drzewa nie dociskając intruza do ciała. Próbowałem rękoma odpychać się od pnia, żeby nie dotykać go całą powierzchnią ud.
            -Teraz ręce za plecy i chcę zobaczyć jak zsuwacie się po tym pniu na sam dół.
            Miałem nadzieję, że zaraz ktoś mnie uszczypnie i ten koszmarny sen się skończy, ale tak się nie stało. Samo założenie rąk za plecami było nie lada wyzwaniem. Gdy spróbowałem przenieść ciężar ciała na prawą stronę by lewe udo przesunąć lekko do przodu wrzasnąłem z bólu i niemal spadłem z pnia. Jakimś cudem jednak udało mi się na nim utrzymać, ale ruchy które przy tym musiałem wykonać jeszcze spotęgowały ból. Każdy następny ruch był jeszcze trudniejszy, a ostra kora drzewa drapała moje uda i wbijała się w skórę. Zaciskałem zęby z bólu próbując skupić się na zadaniu. Powoli posuwałem się do przodu, przed każdym ruchem robiąc krótką przerwę. Dopiero gdy Pani strzeliła batem w pień drzewa tuż przed moim penisem pospieszyłem się nieco. W końcu mogłem jedną stopą dotknąć ziemi i wędrówka stała się nieco łatwiejsza, a gdy w końcu stałem na obu nogach poczułem niesamowitą ulgę, że to już koniec.
            Gdy obydwaj byliśmy już na dole Pani podeszła do mnie i odchyliła moje slipy zaglądając do środka. Uśmiech na Jej ustach nie napawał mnie optymizmem. Bałem się spojrzeć na swojego penisa w obawie, że ujrzę zamiast niego czerwonego poszatkowanego członka ponabijanego tysiącem kolców niczym jeż.
            Po zakończonej inspekcji Pani zdecydowanym ruchem szarpnęła za slipy ściągając je do kolan. Czułem jak razem z nimi od mojego ciała odrywają się kolce niechętnie wychodząc ze skóry, niektóre wyszły z materiału i zostały w ciele, z bólu aż przysiadłem. Po chwili to samo spotkało mojego towarzysza.
            -Dalej nie zamierzam wam pomagać. Chętnie zobaczę jak wyciągacie sobie nawzajem igły z ogonków.
-Używanie rąk oczywiście zabronione. Chyba nie sądzicie, że tak łatwo się wywiniecie? – dodała Pani po chwili, widząc, że próbujemy wyciągać kolce za pomocą rąk. Zanim się zorientowałem ten drugi pies klęczał przede mną i powoli zaczynał oczyszczać mojego penisa i jądra z wystających igieł i drzazg. Nie był przy tym delikatny, Pani zadbała wcześniej o to byśmy nie darzyli siebie nawzajem sympatią. Czułem jak kręci kolcami jeszcze zanim je wyjmie. Jak potem liże lub przygryza obolałe miejsce z którego przed chwilą wyjął kolca. Wiedziałem, że sam nie będę w stanie tego zrobić. Lizanie cudzego penisa napawało mnie obrzydzeniem. Cierpliwie czekałem, aż zabieg dobiegnie końca. Mając nadzieję, że ten pies przy wyjmowaniu tych kolcu pokłuje sobie język i wargi.
Przyszła kolej bym to ja uklęknął. Niechętnie zabrałem się do pracy. Chciałem to mieć za sobą jak najszybciej, więc niemal szarpałem zębami wystające z ciała kolce. Zamiast lizać penisa czy jądra próbowałem samymi wargami zetrzeć mniejsze kolce i drzazgi. Zabieg przerwała Pani.
-Skoro już tak się zaprzyjaźniliście ze sobą to nic nie stoi na przeszkodzie byście sprawili sobie trochę przyjemności. Lubicie lody? Ja z chęcią popatrzę.
Miałem wrażenie, że Pani zrobiła to celowo, by jeszcze bardziej mnie upokorzyć. Widziała z jaką niechęcią w ogóle dotykam penisa Jej psa. Sam sobie byłem winny, gdybym się przyłożył to może Pani oszczędziła by mi tego upokorzenia.
Powoli wziąłem się do pracy. Wargami czułem, że nie wszystkie kolce udało mi się usunąć. Podrażniały mój język i wargi i niemal uniemożliwiały erekcję. Dopiero po dłuższej chwili i kilku wrzaskach mojego towarzysza poczułem, jak jego penis rośnie w moich ustach. Pani mimo wrzasków i grymasów bólu na twarzy swojego psa nie przerwała, a zamiast tego gestem ręki kazała mi przyspieszyć. Ból i upokorzenie wzrastały z każdą chwilą, aż w końcu poczułem jak sperma rozlewa się w moich ustach. Delikatnie wypuściłem penisa z ust. Od moich warg do żołędzia ciągnęła się sperma, po chwili się zerwała i przykleiła do mojej brody. Poczułem obrzydzenie. Spojrzałem na Panią z ustami pełnymi spermy, a Ona kiwnęła głową. Chwilę się zastanowiłem jakby czekając na zmianę wyroku, ale ta nie nastąpiła. Przełknąłem spermę.
-Malarz po skończonej pracy powinien jeszcze wytrzeć pędzel – powiedziała Pani, po czym złapała mocno penisa drugiego psa aż ten wrzasnął z bólu i zaczęła nim mazać po mojej twarzy, czułem jak sperma klei mi się do policzków i do powiek.
Po chwili to ja czułem jak kolce przeszkadzają mi w uzyskaniu erekcji. Próbowałem nie krzyczeć chcąc w ten sposób udowodnić Pani, że jestem lepszy, twardszy i bardziej zasługuję na Jej uwagę. Niemal mi się udało. Wrzasnąłem dopiero gdy Pani złapała mojego penisa i zaczęła go wycierać o twarz tego drugiego psa.
-Stańcie twarzami do siebie.
Posłusznie wykonaliśmy polecenie. Patrzyłem jak promienie słońca odbijają się w kropelkach mojej spermy ściekającej z twarzy mojego towarzysza. W tym czasie Pani związała ze sobą nasze jądra tak, że musieliśmy stanąć bliżej siebie. Ku mojemu przestrachowi do liny między nami przywiązała bukiet z pokrzyw. Zdałem sobie sprawę, że gdy któryś z nas się ruszy to bukiet opadnie na penisa tego drugiego. Pani zaczęła chodzić wkoło nas i uderza
 pasem nasze pośladki, spieczone już od pokrzyw i lania i ciągle pełne drzazg. Próbując uciec od bólu wsuwaliśmy penisy w pokrzywy. Teraz, zaraz po orgazmie żołędzie były wyjątkowo delikatne i podatne na jakikolwiek dotyk, a w szczególności na ten, który powodował ból. W dodatku gdy jeden z nas wpychał penisa w bukiet to ten drugi chcąc nie chcąc też lądował w pokrzywach. Pani wciąż krążyła wokół nas co chwilę uderzając któregoś i patrząc jak ucieka z penisem w bukiet, a potem wraca do swojej Pani niemal błagając o więcej. Penis piekł coraz bardziej.
Zatraciłem się w bólu zmieszanym z podnieceniem. Nad horyzontem zachodziło słońce, a na leśnej polanie dwóch uległych facetów stękało z bólu podczas pieszczot jakim poddawała ich najważniejsza kobieta w ich życiu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz